CELEBRITY
Przyjaciółka zdążyła przed meczem Igi Świątek. I zagra w finale WTA

Dla Igi Świątek turniej WTA 1000 w Miami właśnie się rozpoczynał, gdy Maja Chwalińska, po szalonym dniu, świętowała dwa sukcesy w WTA 125 w Antalyi. I oba one prawdopodobnie sprawią, że w poniedziałek 31 marca będzie zajmowała rekordowe miejsca w dwóch rankingach WTA – tym singlowym, i tym deblowym.
Najpierw bowiem po trwającym 200 minut, całkowicie zwariowanym spotkaniu pokonała Elsę Jacquemot z Francji 6:0, 6:7 (7), 7:5. A później spędziła na korcie jeszcze dwie godziny, by razem z Czeszką Anastasią Detiuc zameldować się w finale gry podwójnej. I to po równie zakręconym meczu, w którym przegrywały już z rozstawionym i z dwójką Japonkami Nao Hibino i Makoto Ninomiya 5:7 i 1:3, by wygrać 5:7, 7:5, 10-8 po… zmarnowaniu trzech piłek meczowych.
O tytuł zagrają z Czeszkami: Miriam Skoch i Jesiką Maleckovą, z którą w przeszłości Maja wygrała wspólnie kilka tytułów.
WTA 125 w Antalyi. Maja Chwalińska i Anastasia Detiuc grały o finał. Dla Polki może to być trzeci tytuł z rzędu
Pod koniec spotkania z Jacquemot Chwalińska momentami słaniała się na nogach – biegała z jednej strony na drugą, często musiała też ruszać do siatki. A później wygięta odpoczywała, łapała oddech. Wygrała tamto szalone spotkanie, w którym przecież najpierw rozbiła Francuzkę 6:0. A ono ostatecznie trwało równe 200 minut. I nie mogła zbyt długo odpoczywać, w planie było jeszcze spotkanie deblowe.
Faworytkami były jednak Nao Hibino i Makoto Ninomiya, zwłaszcza ta druga specjalizuje się w grze podwójnej i tylko na niej skupia. W 2022 roku Ninomiya wygrała trzy turnieje z głównego cyklu touru – i to na trzech różnych nawierzchniach: w Bad Homburgu (trawa), Rabacie (mączka) i Adelajdzie (twarde). A Polka miała prawo czuć się już zmęczona. Nie odpuściła jednak, jak to często singlistki mają w zwyczaju, nie zostawiła partnerki na lodzie.
Zagrała i po 113 minutach walki cieszyła się z finału.
A choć zaczęło się idealnie, Polka i Czeszka prowadziły 3:0 i 5:3, to szybko jednak role się odwróciły. Japonki wygrały cztery gemy z rzędu, dopisało im szczęście, bo w dwóch decydował tzw. rozstrzygający punkt przy stanie 40-40. I to one go zdobyły.
A w drugim secie prowadziły już 3:1, finał miały na wyciągnięcie ręki. Coś się jednak zmieniło, Chwalińska i Detiuc same zaczęły dyktować warunki. Wyrównały, a gdy było 6:5 i 40-30, to im dopisało szczęście. Tej pierwszej piłki setowej jeszcze nie wykorzystały. Za chwilę mogło być albo 7:5 dla nich, albo 6:6 i tie-break. Wypadło na tę pierwszą opcję.
Został więc trzeci set, grany do 10 punktów. Polsko-japoński duet zyskiwał przewagę, prowadził 4:2, 8:4, wreszcie 9:5. Miały cztery piłki meczowe, trzy szybko jednak przepadły. A tę ostatnią udało się zamienić na finał.