CELEBRITY
Było już 6:2, 3:0 dla Świątek. Aż stało się coś niewytłumaczalnego. “Koniec”…

Było już 6:2, 3:0 dla Igi Świątek. Wydawało się, że mecz jest rozstrzygnięty. Dominowała od pierwszych piłek – serwis działał perfekcyjnie, returny były precyzyjne, a przeciwniczka wyglądała na kompletnie zagubioną. Kibice zaczęli się odprężać, niektórzy zerkali na zegarki, planując, co zrobią po szybkim zakończeniu spotkania. Wszystko wskazywało na kolejne, pewne zwycięstwo liderki światowego rankingu.
fensywie, zaczęła grać odważniej, z większą wiarą. Z każdą wygraną piłką rosła w niej pewność siebie. Świątek z kolei coraz częściej spoglądała w stronę swojego boksu z niedowierzaniem.
Kibice przecierali oczy – przecież prowadziła 6:2, 3:0! A teraz? 3:3. 3:4. 3:6. Set stracony. Trzeci set – rollercoaster emocji. Punkt za punkt, przełamanie za przełamaniem. Ale to rywalka miała ostatnie słowo. 4:6.
Koniec.
Trybuny zamarły. Nikt nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Świątek, do tej pory niepokonana w podobnych sytuacjach, przegrała mecz, który miała pod całkowitą kontrolą. Trudno to racjonalnie wytłumaczyć. Może presja, może dekoncentracja, może moment geniuszu przeciwniczki. A może po prostu sport – nieprzewidywalny i brutalny w swojej prostocie.
Jedno jest pewne – to spotkanie zapisze się w historii jako jedno z najbardziej szokujących zwrotów akcji w kari
erze Igi.