CELEBRITY
115:1 dla Świątek. Tak, to jest prawda. Tego nikt by nie wymyślił

Iga Świątek rozpoczęła mecz drugiej rundy turnieju WTA 1000 w Montrealu w dość nerwowy sposób — popełniła aż trzy podwójne błędy serwisowe w pierwszym gemie, a w kolejnym przegrywała 15:40. Mimo to szybko przejęła inicjatywę i wygrała całe spotkanie z Hanyu Guo, 259. rakietą świata, 6:3, 6:1. W trakcie meczu Polka coraz bardziej się rozkręcała i zdecydowanie zdominowała przeciwniczkę. Symboliczny dla różnicy poziomów okazał się jeden z wyników statystycznych: 115:1 — tyle meczów wygrały odpowiednio Świątek i Guo w turniejach WTA 1000.
Od początku było jasne, że ten mecz nie może zakończyć się inaczej. Dwa i pół tygodnia wcześniej Świątek w imponującym stylu triumfowała w Wimbledonie, pokonując w finale Amandę Anisimovą 6:0, 6:0. Starcie z Guo było dla niej pierwszym występem od tamtego sukcesu. I choć początek był nieco nerwowy, zadanie, jakie postawiła przed sobą, nie należało do najtrudniejszych.
Hanyu Guo to zawodniczka z Zhengzhou, która dopiero co osiągnęła najwyższe miejsce w rankingu w karierze — 259. W całej swojej tenisowej przygodzie zarobiła około pół miliona dolarów, głównie dzięki grze w deblu, gdzie zajmuje 33. miejsce na świecie. W singlu występuje rzadko i przeważnie na turniejach ITF. W Montrealu w ogóle miała grać tylko w deblu, ale skorzystała z okazji, by wystąpić w eliminacjach do singla. Pokonała tam m.in. Mihaelę Buzarnescu 6:0, 6:0, a potem sensacyjnie wygrała z 46. rakietą świata Julią Putincewą 6:3, 6:3. Było to jej pierwsze zwycięstwo w turnieju WTA w grze pojedynczej.
Z kolei Świątek miała w Montrealu wolny los w pierwszej rundzie. Mecz z Guo był więc dla niej inauguracją turnieju. Komentatorzy Canal+ – Dawid Celt i Joanna Sakowicz-Kostecka – zauważyli, że początek meczu był nerwowy i że po wielkoszlemowych zwycięstwach zawodniczkom często trudno wrócić do rytmu. Za przykład podali Coco Gauff, która po triumfie w Roland Garros dopiero teraz, po prawie dwóch miesiącach, wygrała pierwszy mecz — i to w męczarniach, po trzech setach i 74 niewymuszonych błędach.
Świątek była również momentami spięta, szczególnie wtedy, gdy jej zagrania nie były perfekcyjne. Ale to wpisane w jej charakter – jako perfekcjonistka wymaga od siebie bardzo dużo. Chciała nie tylko wygrać, ale i zagrać dobrze. I choć mecz nie był idealny, był solidny.
Po 40 minutach Polka zakończyła pierwszego seta efektownym forhendowym winnerem. W całej tej partii miała 10 uderzeń kończących i tyle samo niewymuszonych błędów (Guo: 4 winnerów i 5 błędów). W drugim secie również dominowała, chociaż Chinka próbowała walczyć – broniła się dzielnie w pierwszym gemie, a potem nawet przełamała Igę, doprowadzając do stanu 1:1. Pokazała się z dobrej strony, potrafiła wykorzystać słabszy serwis Świątek, ale wobec tempa i precyzji zagrań Polki była bezradna.
Ostatecznie Świątek wygrała 6:3, 6:1, pokazując coraz lepszą formę w miarę upływu meczu. Łącznie zagrała 21 winnerów przy 14 niewymuszonych błędach, a w drugim secie ten bilans wyglądał szczególnie dobrze: 11:4. Guo zagrała poprawnie (7 winnerów i 8 błędów w całym spotkaniu), ale różnica klas była oczywista.
W trzeciej rundzie Iga Świątek zmierzy się z Anastasiją Pawluczenkową (30. WTA) albo Evą Lys (69. WTA).