CELEBRITY
Donald Tusk reaguje na burzę wokół Szymona Hołowni. “Zadałem mu to pytanie”

— Jak ktoś wypowiada takie kontrowersyjne słowa, to musi się liczyć z pewnymi konsekwencjami. Nie chcę w żaden sposób nikomu dokuczać. Czasami nawet najpoważniejsi ludzie mówią rzeczy nie do końca przemyślane. Pan marszałek próbował publicznie wyjaśnić to nieporozumienie, które było dla niego kosztowne — powiedział Donald Tusk w programie “Fakty po Faktach” w TVN24. Premier odniósł się w ten sposób do burzy wokół słów Szymona Hołowni o “zamachu stanu”.
Premier zaznaczył, że “wątpliwości, które pojawiły się tuż po ogłoszeniu wyniku wyborów, które zgłaszały komisje wyborcze, wywołały nie tylko falę komentarzy i protestów, ale pewne eksperckie opinie, co powinny zrobić instytucje”. — Te instytucje to Sąd Najwyższy, marszałek Sejmu, PKW. Rząd i premier nie mają bezpośredniego wpływu. Skoro pojawiły się te wątpliwości, to zadałem pytanie, jak ocenia całą sytuację i czy pan marszałek ma zamiar nie czekając na inne rozstrzygnięcia zwołać Zgromadzenie Narodowe i doprowadzić do zaprzysiężenia prezydenta elekta — powiedział Tusk.
Przewodniczący KO zaznaczył także, że “zadał to pytanie, aby uzyskać odpowiedź, a nie sugerować opcję”. — Pan marszałek Hołownia, pan marszałek Czarzasty i wicepremier Kosiniak-Kamysz jednoznacznie wygłosili opinie, że niezależnie od tego, co się będzie działo z liczeniem głosów, to powinno dojść do zaprzysiężenia. Dla mnie temat był zamknięty — dodał Donald Tusk.
— Każdy głos się liczy. To jest kwestia konstytucyjna, ale także elementarnego szacunku wobec wyborców. Tutaj mówimy o sytuacji, która powtarza się cyklicznie, co każde wybory, że dochodzi do pewnych nieprawidłowości, pomyłek, a nawet prób fałszerstw. Wtedy, kiedy instytucje mają podejmować decyzję o ważności wyborów, to muszą oceniać skalę tego zjawisko. Moim zdaniem było ważne, aby pozwolić sądom i prokuraturze liczyć głosy tam, gdzie pojawiły się zasadnicze wątpliwości — mówił premier.