CELEBRITY
Historia nie zapomni tej nędznej prezydentury. Duda=wstyd!

Historia nie zapomni tej nędznej prezydentury. Duda = wstyd!
Historia ma to do siebie, że prędzej czy później dokonuje bezlitosnej weryfikacji polityków, ich decyzji, zaniechań i postaw. Nie inaczej będzie z prezydenturą Andrzeja Dudy – jedną z najbardziej kontrowersyjnych i spolaryzowanych w historii III Rzeczypospolitej. Gdy jego druga kadencja dobiega końca, coraz więcej obywateli – zarówno ekspertów, jak i zwykłych ludzi – nie kryje rozczarowania, frustracji, a nawet wstydu z powodu stylu sprawowania urzędu przez głowę państwa. Dla wielu Duda to dziś nie symbol jedności, lecz podziału, nie strażnik konstytucji, ale jej polityczny interpretator, nie reprezentant wszystkich Polaków, ale „notariusz jednej partii”.
Prezydentura pełna sprzeczności
Andrzej Duda rozpoczął swoje urzędowanie z dużym kredytem zaufania. Wywodził się z obozu Prawa i Sprawiedliwości, ale deklarował, że chce być „prezydentem wszystkich Polaków”. Młody, dynamiczny, świetnie prezentujący się na tle zmęczonego już ówczesnego prezydenta Bronisława Komorowskiego, obiecywał „nową jakość w polityce”. Wielu wyborców – także tych zmęczonych rządami PO – pokładało w nim nadzieję na uzdrowienie życia publicznego, niezależność instytucji oraz większe zbliżenie państwa do obywateli.
Z czasem jednak te nadzieje zaczęły się sypać jak domek z kart. Prezydentura, która miała być „aktywna, nowoczesna i obywatelska”, szybko okazała się być podporządkowana jednej sile politycznej – partii, z której się wywodził, i której był lojalnym wykonawcą decyzji. Niejednokrotnie podpisywał ustawy nocą, bez konsultacji społecznych, ignorując głosy prawników, sędziów, opozycji czy organizacji międzynarodowych.
Kryzys konstytucyjny i sądowy – czarna karta w historii
Jednym z najciemniejszych rozdziałów prezydentury Dudy jest jego udział w kryzysie konstytucyjnym i sądowniczym, który rozpoczął się już w 2015 roku. Prezydent odmówił zaprzysiężenia sędziów Trybunału Konstytucyjnego wybranych legalnie przez Sejm poprzedniej kadencji, a w ich miejsce przysięgał dublerów, powołanych przez nową większość parlamentarną. Był to pierwszy sygnał, że konstytucja może być naginana do politycznych interesów.
Dalsze lata przyniosły jeszcze głębszą destrukcję niezależności sądów. Ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa, Sądzie Najwyższym, Izbie Dyscyplinarnej – wszystkie te zmiany spotkały się z ostrym sprzeciwem środowiska prawniczego, a także z reakcją międzynarodową. Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej kilkakrotnie uznawał je za niezgodne z europejskim prawem. Tymczasem prezydent Duda trwał przy linii swojej partii, często odrzucając postulaty środowisk akademickich i prawników. Zamiast być strażnikiem konstytucji, stał się jej „elastycznym interpretatorem” – w zależności od tego, jak wiały polityczne wiatry.
Polityka zagraniczna – izolacja i utrata wpływów
Prezydent Duda mógł również odegrać ważną rolę w kreowaniu pozytywnego wizerunku Polski za granicą. Tymczasem jego działania często prowadziły do odwrotnego efektu. Z jednej strony starał się budować bliskie relacje z USA, szczególnie za czasów Donalda Trumpa – co skutkowało m.in. wielokrotnie krytykowaną „tęsknotą za Fortem Trump”. Z drugiej – milczał lub unikał zajęcia jasnego stanowiska wobec pogarszającej się sytuacji w Unii Europejskiej, naruszeń praworządności i praw człowieka w Polsce. W kontaktach z instytucjami unijnymi był bierny lub wręcz konfrontacyjny, wpisując się w narrację „suwerennej Polski”, która musi bronić się przed „brukselską opresją”.