CELEBRITY
Nokaut na Świątek. Trybuny w Paryżu w szoku, oto reakcja po pierwszym secie

Szok i niedowierzanie – to jedne z pierwszych słów, które cisną się na usta po tym, jak potoczył się pierwszy set meczu Igi Świątek z Jeleną Rybakiną w czwartej rundzie Rolanda Garrosa. Obrończyni tytułu została totalnie stłamszona przez wielką rywalkę z Kazachstanu, i nie licząc końcówki tej partii, wszystkie gemy układały się pod dyktando rywalki. Polki w biedzie jednak nie zostawili kibice, co w takich momentach jest niezwykle ważne.
Dziennikarzom na trybunie prasowej i kibicom aż trudno było uwierzyć w to, w jakim sposób toczył się pierwszy set wielkiego hitu w tej fazie turnieju, o awans do ćwierćfinału. Można było nabrać przekonania, że po trzech rundach Iga Świątek już zdążyła solidnie się zbudować, czego najbardziej potrzebowała po ostatnich perturbacjach ze swoją dyspozycją, ale mecz z Rybakiną rozpoczął się jak z najgorszego koszmaru.
Iga Świątek rozbita w swoim królestwie w 1. secie. Wymowna reakcja trybun
Nie było jednego elementu tenisowego rzemiosła, w którym podopieczna Wima Fissette’a byłaby równorzędną rywalką dla przeciwniczki, z którą dotąd miała równy bilans czterech zwycięstw i tylu samo porażek. Od razu szalenie niepokoiła jedna rzecz – Iga po prostu nie dobiegała do kilku piłek, które wydawały się być jak najbardziej w jej zasięgu.
A jak nie biega, to musi się w niej nieźle gotować – skonstatował jeden z przedstawicieli mediów. Świątek traciła gem za gemem, a gdy w piątym przegrała “na sucho”, sytuacja zrobiła się katastrofalna. Kompletnie nie pomagała sobie także swoim podaniem, którego skuteczność miała na fatalnym poziomie 44 procent. Zanim Polka w końcu wrzuciła wyższy bieg, wspaniale zachowała się publiczność na korcie Philippe’a Chatriera. W przeciwieństwie do meczu poprzedniej rundy, gdy kibice na Suzanne Lenglen głośniej opowiadali się za Rumunką Jaqueline Cristian, tak tym razem okazywano wielkie wsparcie czterokrotnej triumfatorce tego turnieju.
“Let’s go Iga, let’s go!” – niosło się z wszystkich czterech stron kortu centralnego, a później doszło jeszcze gromkie “Iga, Iga, Iga”. Dopiero w szóstym gemie widzieliśmy Świątek w takim wydaniu, w jakim chcielibyśmy ją oglądać w całym spotkaniu. Mocno zagrywającą, walczącą o każdą piłkę i dużo lepiej władającą forhendem. To sprawiło, że wyszarpała jednego, jedynego gema.
Mimo że wydatnie podniosła tenisową jakość względem tego, co prezentowała w poprzednich minutach, język ciała u Polki nadal wydawał się być bezwzględny. – Ma półtora kroku do piłki, a nie dochodzi. To jest niesłychane – kręcił głową jeden z fachowców. Pierwszy set już nie miał długiej historii, w kolejnym gemie Rybakina zakończyła go asem, za co została nagrodzona oklaskami. Z kolei Iga udała się na krótką przerwę toaletową, która ze stoperem w ręku trwała niewiele ponad trzy minuty. Zanim zniknęła w katakumbach obiektu, zamieniła jeszcze dwa słowa ze swoim zespołem.