Connect with us

CELEBRITY

Pilne: Iga Świątek pozywa swojego ojca do sądu — a dramat dopiero się zaczyna.

Published

on

Warszawa obudziła się tego ranka w szoku. Media społecznościowe eksplodowały, a nagłówki gazet nie pozostawiały wątpliwości: „Iga Świątek pozywa swojego ojca do sądu”.

To zdanie brzmiało jak wymysł tabloidu, jak tani chwyt marketingowy, jak coś, co miało przyciągnąć uwagę w sezonie ogórkowym. A jednak – potwierdzenia spływały jedno po drugim. Najpierw informacja pojawiła się na Twitterze jednego z cenionych dziennikarzy sportowych. Kilkanaście minut później agencje prasowe podały komunikat: pełnomocnicy tenisistki złożyli oficjalny pozew przeciwko Tomaszowi Świątkowi.

Nikt nie był przygotowany na takie trzęsienie ziemi. Ojciec, który od lat był przedstawiany jako fundament kariery córki, człowiek, który miał być jej pierwszym trenerem, mentorem, wsparciem – nagle stał się przeciwnikiem procesowym.

Telewizje przerywały programy, aby nadawać specjalne relacje. „To największy dramat w polskim sporcie od dekad” – mówiła poważnym tonem prowadząca jednego z serwisów informacyjnych.

Żeby zrozumieć, jak mogło dojść do takiego momentu, trzeba cofnąć się wiele lat wstecz. Dla opinii publicznej Iga i jej ojciec byli nierozerwalnym duetem. On – były wioślarz olimpijski, twardy, wymagający, z obsesją na punkcie dyscypliny. Ona – dziewczynka z rakietą w dłoni, która szybko stała się fenomenem kortu.

Ale za zamkniętymi drzwiami – jak zaczęły szeptać osoby z otoczenia rodziny – nie wszystko wyglądało tak różowo. Mówiło się o presji, o wymaganiach ponad miarę, o konflikcie między wolnością młodej kobiety a ambicjami ojca, który chciał widzieć w niej spełnienie własnych, niespełnionych marzeń sportowych.

Kiedy Iga zaczęła zdobywać pierwsze wielkie trofea, między nimi narastały ciche napięcia. W wywiadach zawodniczka uśmiechała się i mówiła o wdzięczności, ale ci, którzy znali ją bliżej, widzieli coś jeszcze – zmęczenie, wewnętrzną walkę, ciężar odpowiedzialności.

Treść pozwu, do której dotarli dziennikarze, była szokująca. Iga oskarżała ojca o „naruszenie dóbr osobistych, wieloletnią psychiczną presję oraz bezprawne wykorzystanie jej wizerunku w celach finansowych”.

– To nie jest sprawa o pieniądze – mówił jej adwokat, mecenas Nowak, w pierwszym wystąpieniu przed kamerami. – To jest sprawa o wolność, o prawo do własnego życia i do tego, by granice między rodzicem a dzieckiem były szanowane.

Słowa te odbiły się szerokim echem. Dla wielu fanów Igi była to zdrada rodzinnych więzi. Dla innych – akt odwagi, krok, na który mało kto by się zdobył, szczególnie w kraju, gdzie rodzina jest traktowana niemal świętością.

Sala sądowa w Warszawie była wypełniona po brzegi. Media miały zakaz nagrywania, ale relacje na żywo płynęły z korytarza. Reporterzy prześcigali się w doniesieniach, kibice gromadzili się pod gmachem sądu, trzymając transparenty: „Iga, jesteśmy z tobą” i „Rodzina ponad wszystko”.

Kiedy Iga weszła do środka, ubrana w prosty, granatowy garnitur, atmosfera zgęstniała. Jej ojciec siedział po drugiej stronie sali, z wyrazem twarzy, którego nie dało się łatwo odczytać – mieszaniną gniewu, rozczarowania i chłodnej determinacji.

Pierwsze słowa sędzi:

– Proszę wstać. Rozpoczynamy proces, który zyskał już ogromny rozgłos społeczny. Proszę jednak pamiętać, że to nie teatr, lecz sala sądowa.

Proces był dramatem w kilku aktach. Świadkowie zeznawali o scenach z dzieciństwa Igi – o treningach do późnej nocy, o krzykach, o presji. Jeden z dawnych sparingpartnerów opowiedział, jak ojciec potrafił zatrzymać mecz i publicznie skarcić córkę za każdy błąd.

– To nie było zwykłe motywowanie – powiedział świadek. – To była ciągła krytyka, która łamała ją psychicznie.

Click to comment

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Copyright © 2024 UKwow24