Skandal w Senacie. Kamiński oskarża współpracowników Kidawy-Błońskiej

nie w środowiskach politycznych i medialnych.

Podczas konferencji prasowej Kamiński stwierdził, że posiada dowody na to, iż bliscy współpracownicy marszałek Senatu mieli kontaktować się z przedstawicielami służb specjalnych w celu uzyskania informacji dotyczących jego osoby oraz działań podejmowanych przez polityków opozycji. Dodatkowo zarzucił im próbę wpływania na opinię publiczną poprzez „kontrolowane przecieki” do mediów.

— To, co dzieje się w Senacie, przypomina metody z czasów PRL. Naciski, podsłuchy, inwigilacja polityczna. Nie mogę milczeć, kiedy widzę, jak łamane są podstawowe zasady demokratycznego państwa prawa — mówił Kamiński, pokazując dziennikarzom fragmenty dokumentów, które rzekomo potwierdzają jego wersję wydarzeń.

Małgorzata Kidawa-Błońska stanowczo odrzuciła wszelkie zarzuty, nazywając je „polityczną hucpą” i „próbą odwrócenia uwagi od rzeczywistych problemów Prawa i Sprawiedliwości”. Jej biuro wydało oficjalne oświadczenie, w którym zapowiedziano kroki prawne wobec Kamińskiego, jeśli ten nie przedstawi niepodważalnych dowodów swoich oskarżeń.

— Senat jest miejscem debaty i legislacji, a nie politycznych ataków i insynuacji. Nie pozwolimy, by fałszywe oskarżenia niszczyły reputację tej izby — powiedziała marszałek w rozmowie z dziennikarzami.

W sprawę zaangażowała się także prokuratura, która zapowiedziała analizę materiałów przekazanych przez Kamińskiego. Jeśli okażą się one wiarygodne, możliwe będzie wszczęcie postępowania wyjaśniającego.

Sytuacja wywołała ożywioną debatę w mediach społecznościowych i na łamach gazet. Politycy z różnych stron sceny politycznej wyrażają swoje opinie, nie szczędząc ostrych słów. Część komentatorów twierdzi, że to kolejna odsłona walki o wpływy w Senacie i próba zdyskredytowania Kidawy-Błońskiej przed ważnymi głosowaniami. Inni widzą w tym jednak sygnał, że w najwyższych sferach władzy dzieje się coś niepokojącego.