CELEBRITY
“Zostałem zdeptany”. Kamil Stoch nic nie ukrywa. Rozlicza się po zimie

— Dzisiaj nie nazywam tego sezonu złym, rozczarowaniem czy porażką, ale procesem — mówi w długiej rozmowie z Przeglądem Sportowym Onet Kamil Stoch. Trzykrotny mistrz olimpijski zabiera nas w podróż w głąb siebie, szczegółowo opowiada o tym, jak przeżywał ostatni sezon. Rozmawiamy o emocjach, zakładaniu masek, ale też braku powołania na MŚ czy startach w Pucharze Kontynentalnym. — To mnie przygniotło, sponiewierało i zdeptało. Tak naprawdę sam do końca nie wiedziałem, co się dzieje i dlaczego tak się stało — wspomina wydarzenia z Wisły.
Natalia Żaczek: Jakim jednym słowem podsumowałbyś ten sezon?
Kamil Stoch: (chwila zastanowienia) Proces.
Tylko że rozpoczynając współpracę z nowym sztabem, pewnie spodziewałeś się, że po takim okresie, będziesz na trochę innym etapie tego procesu?
Powiedziałbym, że w ogóle nie spodziewałem się, że tak to będzie wyglądało. Myślałem, że proces odbyłem już do tej pory, a w tym sezonie będę zbierał profity. Przez sporą część zimy nie potrafiłem tego zaakceptować. Nie wszystko szło tak, jak sobie zaplanowałem i jak chciałem, żeby to wyglądało. Najtrudniejsze było zrozumienie i zaakceptowanie takiego stanu rzeczy. Dzięki temu mogę inaczej spojrzeć na to, co się wydarzyło i na to, co dalej. Dlatego dzisiaj nie nazywam tego sezonu złym, rozczarowaniem czy porażką, ale procesem. Wierzę, że praca, którą wykonałem, a było jej naprawdę dużo, począwszy od fizycznej, przez mentalną, po organizacyjną, zaowocuje w przyszłości. Nie mogę powiedzieć kiedy, ale wierzę, że to się ziści.
W którym momencie zrozumiałeś, że to proces?
Po lotach w Oberstdorfie. Pojechałem tam z dużym optymizmem, ambicjami i chęciami, a potem brutalnie zderzyłem się z rzeczywistością. To mi uświadomiło, że tak po prostu jest — im bardziej się na coś nastawiamy, czegoś chcemy, tym trudniej nam to dostać. Nie ukrywam też, że nie jestem w tym wszystkim sam. Potrzebowałem kogoś, kto pomoże mi przejść przez ten okres. Może też dzięki temu patrzę na to w ten sposób.
Masz na myśli psychologa?
To nie jest psycholog, ale osoba, która pomaga mi w kwestiach mentalnych.
Do lotów w Oberstdorfie minęło jednak trochę czasu. Jak w tym momencie radziłeś sobie ze swoimi oczekiwaniami, złymi emocjami? W czym znajdowałeś ukojenie?
Tak naprawdę nie ma jednej rzeczy, w której mogę znaleźć totalny relaks i spokój. Oczywiście jest taka osoba, którą jest moja żona. Jak każdy z nas mam lepsze i gorsze momenty, ale wydaje mi się, że to po prostu kwestia naszego podejścia. Cały czas pracuję nad tym, żeby znaleźć coś, co będzie dawało mi ukojenie. Jednego dnia potrafię się wyłączyć, wyciszyć i skupić na konkretnym zadaniu, a innego trudno mi to zrobić, wiele rzeczy mnie rozprasza i na mnie wpływa. Ciągle pracuję nad tym, żeby takich dni, w których się gubię, było coraz mniej.
Myślę, że jestem na dobrej drodze, bo w Sapporo miałem dobry weekend, potem trochę przerwy… Raw Air poszedł nieźle. W Lahti było już tak sobie, ale gdybym miał jeszcze jeden dzień, byłoby zupełnie inaczej, bo wyciągnąłem po sobocie wnioski. Tutaj przyjechałem z konkretnym celem zadaniowym i chciałem go realizować. Myślę, że to jest dla mnie kluczowe, żeby mieć takie cele typowo zadaniowe i nie skupiać się na chęci i pragnieniu bycia lepszym. Mam robić swoje zadania i potem się z nich rozliczać.