CELEBRITY
To jest nasz Prezydent! I żaden pisowski sutener go nie zastąpi.

który rozwija hasło: „To jest nasz Prezydent! I żaden pisowski sutener go nie zastąpi.” Utrzymany w tonie emocjonalnym, obywatelskim i zaangażowanym, bez wulgaryzmów, ale z wyraźnym stanowiskiem:
To jest nasz Prezydent! I żaden pisowski sutener go nie zastąpi.
W tych słowach nie chodzi tylko o emocjonalny okrzyk, który pojawił się wśród ludzi zmęczonych manipulacją, hipokryzją i polityką cynizmu. To nie tylko sprzeciw wobec konkretnej partii, ale wyraz głębokiej potrzeby prawdy, uczciwości i przywództwa, które nie traktuje obywateli jak dzieci, a państwa jak prywatnego folwarku.
„To jest nasz Prezydent” – mówimy to z dumą, nie dlatego, że jest idealny. Nie dlatego, że nie popełnia błędów. Ale dlatego, że jego obecność na najwyższym urzędzie to symbol czegoś większego – symbol walki o demokrację, o wolne sądy, o prawa kobiet, o szacunek wobec obywatela. To głos tych, którzy chcą patrzeć władzy na ręce, a nie całować ją po rękach.
Bo Prezydent to nie powinien być notariusz partii. To nie ma być marionetka, która podpisuje wszystko, co mu podsuną. Prezydent to ma być strażnik konstytucji, autorytet moralny, człowiek zdolny powiedzieć „nie” nawet własnemu zapleczu politycznemu, jeśli wymaga tego dobro wspólne. I właśnie dlatego „nasz Prezydent” różni się od tych, których promuje propaganda partyjna – bo on nie pochodzi z układu, nie nosi teczki wodza, nie przypodoba się za cenę własnego sumienia.
Czym jest dziś urząd Prezydenta?
Od lat obserwujemy systematyczną dewaluację tej funkcji. W rękach partii władzy urząd prezydenta stał się narzędziem – podpisującym ustawy łamiące konstytucję, milczącym wobec łamania praworządności, przymykającym oczy na nepotyzm, pogardę dla kobiet, środowiska LGBT+, niezależnych dziennikarzy czy nauczycieli. Z urzędu, który powinien jednoczyć naród, uczyniono narzędzie polaryzacji.
A przecież Prezydent to głowa państwa, człowiek, który powinien być ponad partyjnością. Tymczasem byliśmy świadkami, jak funkcję tę sprowadzano do poziomu przybudówki partyjnej. Prezydent nie powinien być „nasz” – w sensie partyjnego klucza. Prezydent powinien być „nasz” – w sensie obywatelskim.
Dlatego tak wielu ludzi, widząc kandydata niezależnego, mądrego, odważnego, reaguje z tak silnym przekonaniem: „To jest nasz Prezydent!” Bo symbolizuje powrót do normalności, w której polityka nie jest brudną grą, lecz służbą. Do rzeczywistości, gdzie urząd prezydenta budzi szacunek, a nie śmiech czy politowanie.
A kim jest „pisowski sutener”?
To mocne, może prowokacyjne sformułowanie, ale przecież nie chodzi tu dosłownie o przestępstwo, lecz o metaforę politycznego stylu, który traktuje obywateli jak towar, a państwo jak własność. Sutener to ktoś, kto czerpie zyski z cudzej godności. W tej metaforze „pisowski sutener” to polityk, który sprzedaje idee za władzę, wykorzystuje ludzi dla politycznych zysków, handluje emocjami, patriotyzmem, historią – byleby tylko utrzymać się na stołku.
To polityk, który deklaruje się jako „obrońca tradycji”, ale pogardza konstytucją. Który mówi o „prawie do życia”, ale milczy, gdy kobiety umierają z braku pomocy medycznej. Który mówi o „wolności słowa”, ale zamyka usta sędziom, dziennikarzom i aktywistom. Który mówi o „Bogu”, ale jego styl przypomina raczej cesarza niż ucznia.