Connect with us

CELEBRITY

Iga Świątek właśnie rozpoczęła nowe życie. Dobrze, że z daleka od Polski

Published

on

Do sporego wstrząsu doprowadziło wyznanie Igi Świątek, dotyczące jej dopingowej wpadki. Jak to najczęściej w życiu bywa, są ludzie „za”, a nawet „przeciw”.

Wałęsizmy idealnie wpasowują się w to, co czułem, czytając kolejne komentarze dotyczące przemyśleń ze strony kibiców, komentujących nagranie Igi Świątek. Bo jak inaczej wytłumaczyć zachowanie osób, które w przypadku sukcesów głośno klaszczą, chwaląc się tym, że to przecież tenisistka z Polski, a po kilku miesiącach wytykają palcem – bo przecież doping jest dopingiem – a te sukcesy, to wcale nie były takie wielkie.

Iga Świątek – czyli historia aż do bólu prawdziwa
Być może jestem naiwny. Ale wierzę w to, co powiedziała polska tenisistka. Jak każdy i każda z nas, mająca 23 lata dziewczyna, ma swoje wady. Ba, wielokrotnie na kortach całego świata zachowuje się w sposób, lekko ujmując, zaskakujący. To przecież doświadczona zawodniczka, o ugruntowanej klasie sportowej. A jednak daje się ponosić emocjom, wielokrotnie ukazując ludzką twarz, wkurzonej po złym zagraniu dziewczyny.

Właśnie takie oblicze widziałem, kiedy słuchałem – przyznaję, kilkukrotnie – nagrania Świątek, w którym opowiedziała o dopingowym zamieszaniu. Tak właściwie to zawieszeniu, wywołanym przez pozytywny wynik testu antydopingowego. Polka konkretnie opowiedziała o drodze, którą wraz z najbliższymi przeszła. Od wyroku skazującego, czyli wspomnianej wpadce, poprzez proces poszukiwania przyczyny, kwitując, spinając to klamrą ponownego wyroku – miesięcznego zawieszenia. Ponad dwa miesiące nerwówki, o której opinia publiczna nie wiedziała praktycznie nic. Zero. Zamiast o samej Świątek, w jej kontekście dużo głośniej było o rozstaniu z trenerem Tomaszem Wiktorowskim. Doping? Przecież to nie wchodziło w przypadku Polki w grę.

Życie potrafi jednak zaskakiwać. Niekiedy w brutalny sposób. Sama Świątek najlepiej wie, że właśnie zaczęła je na nowo. Pamiętam, kiedy niedozwoloną substancję wykryto u Justyny Kowalczyk. To był rok 2005, zawieszenie na dwa lata, ostatecznie skrócone do sześciu miesięcy. Nielegalny deksametazon znalazł się w organizmie wybitnej biegaczki narciarskiej za sprawą leku przeciwzapalnego, który przyjęła na bóle ścięgien Achillesa. W ciągu kilku kolejnych lat Kowalczyk zdobyła dla m.in. pięć medali olimpijskich. Przykrywając tamtą wpadkę i udowadniając, że każdemu może zdarzyć się błąd.

Click to comment

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Copyright © 2024 UKwow24