CELEBRITY
On się nie kontroluje i wymaga głębokiej terapii” – mówi jeden z sędziów. Szczegóły ➡️

Oczywiście. Oto rozwinięcie wypowiedzi: „On się nie kontroluje i wymaga głębokiej terapii”, wypowiedzianej przez jednego z sędziów, w formie rozbudowanego artykułu
„On się nie kontroluje i wymaga głębokiej terapii” – dramat człowieka i refleksja nad systemem
W jednej z sal sądowych, gdzie na co dzień zapadają decyzje o losach ludzi, zapadła cisza. Po odczytaniu opinii biegłych i wysłuchaniu zeznań świadków, sędzia wypowiedział słowa, które niosły ze sobą nie tylko prawne, ale przede wszystkim ludzkie przesłanie:
– On się nie kontroluje i wymaga głębokiej terapii.
To zdanie nie było przypadkowe ani oskarżające. Było raczej krzykiem zrozumienia, dramatycznym podsumowaniem tragicznej historii człowieka, który w oczach wielu był już tylko „sprawcą”. Jednak za tym czynem kryła się znacznie głębsza opowieść – o cierpieniu, braku pomocy, systemowych zaniedbaniach i psychicznej dezintegracji.
Kim był oskarżony?
Mężczyzna, którego dotyczyła sprawa, miał zaledwie 28 lat. Z pozoru przeciętny obywatel – ukończył szkołę zawodową, pracował dorywczo, nie był wcześniej karany. Ale jego przeszłość to zbiór cichych dramatów. Wychowywał się w domu, gdzie przemoc psychiczna i fizyczna były normą. Ojciec alkoholik, matka pogrążona w depresji. Już jako dziecko przejawiał symptomy lękowe i agresywne reakcje. Nikt jednak nie zareagował – ani szkoła, ani opieka społeczna.
W wieku 16 lat porzucił szkołę. W wieku 18 lat próbował popełnić samobójstwo. Później doszło do pierwszych ataków agresji. Bił partnerki, wchodził w konflikt z sąsiadami. Tłumaczył, że „coś mu się w głowie przełącza”. Został kilkakrotnie skierowany na badania psychiatryczne, ale nie podjął leczenia. Nikt go też do niego nie przymusił – ani bliscy, ani instytucje.
Dzień, który wszystko zmienił
Sprawa, która trafiła na wokandę, dotyczyła brutalnego pobicia młodego chłopaka – zupełnie obcego człowieka, który przypadkiem stanął na jego drodze. Nagrania z monitoringu ukazały mężczyznę w stanie szału: krzyczącego, bijącego, kopiącego ofiarę aż do utraty przytomności. Zatrzymany po kilku godzinach, nie potrafił logicznie wyjaśnić, co się wydarzyło.
– On mnie prowokował – mówił. – Patrzył na mnie jak mój ojciec. Musiałem coś zrobić.
Psychiatrzy orzekli: głęboka trauma, zaburzenia osobowości typu borderline z elementami psychozy, napady dysocjacyjne, możliwe PTSD. Jeden z biegłych powiedział: „Ten człowiek funkcjonuje jak tykająca bomba – jego granica między rzeczywistością a urojeniem jest bardzo cienka.”