CELEBRITY
Prezydencki lot do Rzeszowa miał być krótki i spokojny. Jednak w pewnym momencie pasażerom strach zajrzał głęboko w oczy. Wszystko przez usterkę, przez którą trzeba było wracać na Okęcie…. 😳

Prezydencki lot do Rzeszowa miał być krótki i spokojny. Jednak w pewnym momencie pasażerom strach zajrzał głęboko w oczy. Wszystko przez usterkę, przez którą trzeba było wracać na Okęcie.
Prezydencki lot do Rzeszowa miał być krótki i spokojny. Jednak w pewnym momencie pasażerom strach zajrzał głęboko w oczy. Wszystko przez usterkę, przez którą trzeba było wracać na Okęcie.
Czy dwa lata temu nieomal nie doszło do „drugiej katastrofy smoleńskiej„? Przypomnijmy tło wydarzeń. Prezydencki boeing 25 marca 2022 r. o godzinie 12.50 wystartował z Okęcia. Chodziło o krótki lot do Rzeszowa. Z kolei na lotnisku w Jasionce Andrzej Duda miał powitać Joe Bidena. Ten ostatni miał pojawić się w naszym kraju po raz pierwszy. Tyle że wystąpiły poważne problemy.
Wysłałem SMS-a do żony, że jest problem z maszyną. Pożegnałem się. Całym samolotem telepało – wspomina na łamach książki „Polska na wojnie” Zbigniewa Parafianowicza anonimowy minister.
Prezydent przeklinał
Jak zachowywał się sam Duda? W czasie nieszczęsnego lotu ponoć spokojnie. Nie wtrącał się w pracę pilota. Gorzej było po lądowaniu.
– Po lądowaniu zmieniliśmy samolot na drugiego rządowego boeinga 737. Nie było czasu na komentowanie i dyskusje. Widziałem jednak, że prezydent był mocno zdenerwowany. Ponaglał ludzi. Przeklinał. Duda sporo przeklina. Nie gardzi przekleństwami. Nie jestem w stanie dziś powiedzieć, czy klął z powodu awarii samolotu, czy dlatego, że mieliśmy poważne spóźnienie. Mieliśmy witać Bidena. Tymczasem przywitał go szef MON Mariusz Błaszczak – powiedział w rozmowie z Parafianowiczem współpracownik prezydenta.
Warto dodać, że stawka spotkania z Bidenem była ogromna. Nie chodziło o polityczny marketing i zdjęcie z prezydentem USA, a o pomoc dla Kijowa. Wtedy zwycięstwo Rosji wydawało się na wyciągnięcie ręki.
– Lecieliśmy na spotkanie z Bidenem, którego chcieliśmy przekonać do przekazania Ukraińcom pierwszej partii czołgów T-72. Dziś niewielu o tym pamięta, ale Amerykanie w tamtym czasie byli przeciwni dostarczaniu Ukraińcom jakiegokolwiek ciężkiego sprzętu – wspomina w cytowanej już książce jeden z ministrów.
Dobrze, że wszystko skończyło się szczęśliwie. Chyba trudno wyobrazić sobie sytuację, w której na początku wojny na Ukrainie nasz kraj straciłby prezydenta. A może byliśmy bliscy realizacji takiego scenariusza.
Źródło: Onet