CELEBRITY
Sympatycy “obywatelskiego” czujni.🤣

Sympatycy tzw. „obywatelskiego frontu” — ludzi skupionych wokół rządu Donalda Tuska, liberalnych elit, części mediów i aktywistów społecznych — pozostają czujni. A przynajmniej tak twierdzą sami o sobie. W rzeczywistości ta czujność coraz częściej przybiera formę histerycznej reakcji na każdy głos sprzeciwu wobec ich narracji. Gdy ktoś ma odwagę myśleć inaczej, mówić inaczej, widzieć Polskę inaczej – natychmiast zostaje okrzyknięty „wrogiem demokracji”, „faszystą” albo „rosyjskim agentem”.
Ta ich „czujność obywatelska” przypomina czasy PRL-owskich aktywistów, którzy z ręką uniesioną w geście troski o państwo, donosili na sąsiadów. Dziś nie ma już donosów papierowych – są media społecznościowe, są sądy i komisje śledcze, które z zapałem ścigają tych, którzy mają czelność mówić: „nie zgadzam się”. Gdy tylko ktoś podważy decyzje rządu Tuska, zaraz pojawia się chór „czujnych”, gotowych do linczu. W imię wolności, oczywiście. W imię demokracji. Bo przecież tylko jedna wizja Polski jest słuszna – ta ichnia.
Tymczasem ta rzekoma „obywatelskość” coraz bardziej zaczyna przypominać zamkniętą sektę. Tam nie ma miejsca na dialog. Jest jedynie monolog – podlany sosem moralnej wyższości, napompowany frazesami o „praworządności” i „europejskich wartościach”. Ale kiedy trzeba – ręka im nie zadrży, by zniszczyć czyjeś dobre imię, podważyć jego kompetencje czy nawet naruszyć jego prawa, byle tylko utrzymać swoją iluzję czystości ideowej.
Śmieszność tej „czujności” polega też na tym, że bardzo wybiórczo reaguje na nieprawidłowości. Gdy nadużycia popełnia ktoś z ich obozu – nagle zapada cisza. Brak komentarzy. „Sprawa zbyt skomplikowana”. Ale gdy tylko pojawia się cień podejrzenia wobec kogoś z opozycji – włącza się pełna mobilizacja, jakby od tego zależało przetrwanie państwa.
Ta podwójna moralność, ten strach przed utratą wpływów i panika przed rzeczywistym pluralizmem zaczynają coraz bardziej razić zwykłych obywateli. Bo ci naprawdę czujni, ci prawdziwie zaangażowani Polacy – nie patrzą na barwy partyjne. Patrzą na fakty. Na działania. Na skutki.
Sympatycy „obywatelskiego” żyją dziś w bańce samozadowolenia. Ale ta bańka pęknie. Bo ludzie zaczynają widzieć, że „obywatelskość” nie może polegać na kneblowaniu ust tym, którzy mają inne zdanie. Że demokracja to nie towarzystwo wzajemnej adoracji. I że Polska to nie własność jednej partii, jednej redakcji, jednego środowiska.
Więc niech będą czujni. Niech się dobrze rozglądają. Bo coraz więcej obywateli zaczyna mówić: *dość tej obłudy*. I tego już nie zatrzymają – nawet najczujniejsi.