CELEBRITY
To nie imigranci są problemem, tylko bojówki PiS i Bąkiewicza.

To nie imigranci są problemem, tylko bojówki PiS i Bąkiewicza
W debacie publicznej w Polsce, temat imigrantów powraca jak bumerang, szczególnie w okresach napięć politycznych. Partie prawicowe – na czele z Prawem i Sprawiedliwością (PiS) – często wykorzystują imigrantów jako wygodny straszak. Zgodnie z narracją tych środowisk, imigranci mają stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa, kultury, religii i tożsamości narodowej. Jednak prawdziwe niebezpieczeństwo, jakie coraz wyraźniej kształtuje się w Polsce, nie ma nic wspólnego z osobami uciekającymi przed wojną, biedą czy prześladowaniami. Prawdziwym zagrożeniem są zorganizowane, coraz śmielej działające bojówki – nieoficjalnie wspierane przez polityków PiS i postacie pokroju Roberta Bąkiewicza.
Mit imigranta jako zagrożenia
Prawica w Polsce od lat buduje mit imigranta jako „obcego” – zagrożenia dla polskich wartości, religii, bezpieczeństwa i porządku społecznego. Rząd PiS z jednej strony oficjalnie deklaruje solidarność z Ukrainą i przyjmuje miliony uchodźców wojennych, z drugiej strony buduje mur na granicy z Białorusią i przedstawia każdego, kto próbuje się przedostać przez Puszczę Białowieską, jako potencjalnego terrorystę, gwałciciela lub przemytnika.
Ta podwójna narracja jest nie tylko hipokrytyczna, ale też niebezpieczna. Dzieli ludzi na „dobrych” i „złych” uchodźców, zależnie od ich pochodzenia czy religii. Zamiast analizować fakty, rząd i związane z nim media serwują społeczeństwu emocjonalne przekazy mające wywołać strach i niechęć. Tymczasem, jak pokazują dane, większość imigrantów – niezależnie od kraju pochodzenia – nie stanowi żadnego zagrożenia. Wręcz przeciwnie: wielu z nich pracuje, płaci podatki, podejmuje się trudnych zawodów, których Polacy nie chcą już wykonywać.
Prawdziwe zagrożenie: nacjonalistyczne bojówki
W cieniu tej antyimigracyjnej retoryki rosną w siłę grupy narodowo-radykalne, które coraz częściej zachowują się jak prywatne bojówki. Mowa tu nie tylko o członkach Młodzieży Wszechpolskiej czy ONR, ale przede wszystkim o środowisku skupionym wokół Roberta Bąkiewicza, byłego lidera Marszu Niepodległości i Fundacji Straż Narodowa.
Bąkiewicz przez lata był lansowany przez media publiczne jako „patriota”, „obrońca polskości” i „organizator największego marszu narodowego w Europie”. W rzeczywistości jego działalność wielokrotnie przybierała formę zastraszania, przemocy i podsycania nienawiści. Organizowane przez niego manifestacje często kończyły się zamieszkami, atakami na dziennikarzy, przeciwników politycznych i mniejszości. Niepokojące jest to, że osoby uczestniczące w takich akcjach czują się całkowicie bezkarne – często w asyście lub pod ochroną policji.
PiS i flirt z radykalizmem
Związek PiS z takimi grupami nie jest przypadkowy. Rządząca partia przez lata cynicznie wykorzystywała nacjonalistyczne bojówki do swoich celów politycznych. Dzięki nim mogła mobilizować twardy elektorat, zastraszać przeciwników, tworzyć obraz „oblężonej twierdzy” i budować tożsamość polityczną wokół konfliktu „my” kontra „oni”.
Fundacja Straż Narodowa otrzymała od rządu PiS miliony złotych z publicznych pieniędzy na rzekome działania patriotyczne i edukacyjne. Tymczasem, efektem tych działań była głównie radykalizacja młodzieży, szerzenie mowy nienawiści i promowanie kultu siły. Bąkiewicz sam wielokrotnie posługiwał się językiem nienawiści, mówiąc o „lewicowej zarazie” czy „zdrajcach narodu”. Jego środowisko zorganizowało liczne akcje przeciwko środowiskom LGBT, kobietom, opozycji i każdemu, kto myśli inaczej niż konserwatywna prawica.